poniedziałek, 28 września 2015

Atelier Fryzjerskie


Witam Was bardzo serdecznie!


Dzisiaj obiecany post na temat włosów. Zacznijmy od tego, że moja przygoda z koloryzacją włosów zaczęła się już 6lat temu więc są one męczone różnymi specyfikami już dosyć długo. Powiedzmy, że staram się utrzymać włoscy w ciemnych kolorach lecz wiadomo, że każda kobieta musi poeksperymentować z kolorem na głowie. Po wielu latach w czarnych włosach zdecydowałam się na dekoloryzacje która z jednej strony była zabójcza dla moich włosów a z drugiej strony była dla nich zbawieniem. Już tłumaczę dlaczego. Trafiłam do salonu który poleciła mi moja przyjaciółka i dekoloryzacja została wykonana tam naprawdę profesjonalnie dzięki czemu moje włosy nie ucierpiały aż tak. Atelier Fryzjerskie Brzozowski, naprawdę z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to sprawdzone miejsce, gdzie po wyjściu klient jest zadowolony a nie płacze i szuka miejsca w którym naprawią to co na obecną chwilę ma na głowie. Później zdecydowałam się na ombre, czyli kolejne rozjaśnianie i męczenie włosów, które nadal trzymały się całkiem dobrze. Jednak zatęskniłam za zdecydowanie ciemniejszymi włosami i przy ostatniej wizycie własnie o to poprosiłam. Nie chciałam jednak całkowicie pozbywać się różnicy między dołem a górą moich włosów dlatego na końcówkach zagościł ciemno wiśniowo-czekoladowy kolor a góra jest prawie czarna. Jestem bardzo zadowolna. Polecam też silnie nawilżające włosy zabiegi, ampułki. Włosy po nich nabierają blasku i witalności.

Pokażę Wam zdjęcie przed i po ostatniej koloryzacji i zabiegach.



Wiadomo, że w domu znacznie trudniej dbać o włosy dlatego ja zaufałam radom Atelier Fryzjerskie Brzozowski i naprzemiennie używam kosmetyków ze zdjęcia niżej. Dwa szampony i dwie odżywki bez spłukiwania. Dwie, ponieważ włosy po pewnym czasie przyzwyczjają się do używanych produktów przez co po dłuższym stosowaniu jednej rzeczy efek już nie jest taki jakiego oczekujemy. Jeżeli macie jakieś szczególne pytania bardzo chętnie na nie odpowiem w komentarzach.



sobota, 26 września 2015

place for dress

Witam Was bardzo serdecznie!Tym razem mam dla Was coś w innym,bardziej bajkowym klimacie. Pomimo tego, że pogoda była średnia do robienia zdjęć jednak udało się coś stworzyć. Opowiem Wam trochę na temat firmy z której pochodzi przepiekna, tiulowa spódniczka. Nazywa się ona Place for Dress i najfajniejszą opcją jest to, że można zaprojektować sukienkę bądź spódniczkę samemu. Później trzeba tylko podać swoje dokłade wymiary i za kilka dni cieszymy się idealnie dobraną dla nas sukienką. Ja otrzymałam szarą tiulową spódnicę do kolan, ozdobioną kryształkami. Od samego początku się w niej zakochałam, starannie wykonana i naprawdę przepiękna. Z racji tego, że już sama w sobie była bardzo ozdobna nie chcąc przesadzić zdecydowałam się na zwykły biały top i szare szpilki. Połączenie dość minimalistyczne, lecz spódniczka jest już wystarczająco strojna, żeby dodawać do niej coś więcej. Wbrew pozorom jest bardzo wygodna i praktyczna. Przez ilość tiulu jest dość duża więc na początku czułam się w niej troche jak beza, jednak szybko się przyzwyczaiłam i mogłam cieszyć się jej pięknem. Nie wiem tylko jak ją zmieszcze w szafie bo potrzebuje dość sporo miejsca, ale myślę, że jakoś podołam temu zadaniu. Oprócz zdjęć mam dla Was coś specjalnego tym razem. (Wstawiam na samym dole.) Dzisiaj krótko i konkretnie, ale wydaje mi się, że zdjęcia najlepiej oddadzą to co chce przekazać. Dodam jeszcze tylko, że niedawno byłam u fryzjera i jak widać wróciłam do czarnych włosów. Od razu czuję się o niebo lepiej, ale o fryzjerze, decyzjach i pielęgnacji moich naprawdę bardzo zniszczonych włosów dodam jutro osobny post. 













Bluzka: H&M
Spódniczka: Place for Dress
Buty: Ryłko
Zegarek: Marc Jacobs
Bransoletki: Pandora,Lilou, by Dziubeka, Ami


Teraz tak jak obiecałam coś innego, spacjalnie dla Was. Miłego ogladnia! 


piątek, 18 września 2015

good luck

Witam Was bardzo serdecznie!

Zabieram sie za pisanie obiecanego już wczoraj posta. Dzisiejsza pogoda już nie była tak piękna w porównaniu do wczorajszej. Jednak całkiem sympatycznym zjawiskiem było zobaczyć 30 stopni w połowie września. W poszukiwaniu idealnego miejsca do zrobienia zdjęć udało mi się zaliczyć naprawdę udany spacer, który przy takiej pogodzie był idealnym spędzeniem czasu. Powiem Wam, że jedną z najbardziej znienawidzonych przeze mnie czynności jest szukanie szortów. Nienawidzę tego robić, ponieważ pomimo moich szczerych chęci i wielu godzin spędzonych w sklepach nie mogę znaleźć `tych idealnych`. Jednak w tym roku znalazłam, w sklepie do którego na codzień nie zaglądam znalazłam moje szorty idealne. Świetnie leżące o perfekcyjnym kroju,wykończeniu i odceniu jeansu.W moim mniemaniu jeansowe szorty nie mogą być zbytnio eleganckie, bo przecież kto chciałby męczyć się i udawać elegnacika na wakacjach siedząc na plaży. Te które znalazłam dokładnie oddają to co moim zdaniem powinny oddawać jeansowe szorty. Bluzka oczywiście w kolorze czarnym z firmy PLNY Lala o której kiedyś zrobie osobny post, bo firma jest zdecydowanie warta uwagi na dłużej. Uwielbiam ich rzeczy, a koszulka którą mam na zdjeciach była bardzo długo przeze mnie wyczekiwana bo nie było mojego rozmiaru. Jak tylko ją zobaczyłam od razu dodałam do koszyka i już na następny dzień była u mnie. Szybka dostawa to podstawa. Białe niskie conversy, nadają każdej stylizacji przysłowiowego pazura a do tego są bardzo wygodne. Kultowe trampki marki Converse podbiły moje serce na tyle, że jest to już 4 para niskich, białych Conversów którą męczę. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że chyba są to moje ulubione buty. Pasują do wszystkiego, do szortów, sukienki, legginsów, podartych spodni czy też spódniczki. Dzisiejszy post jest krótszy lecz to może z tego względu, że po prostu mam na sobie mniej rzeczy które mogłabym Wam ładnie opisać. Do jutra, zmykam piec ciasto bananowe. Jutro wstawie Wam przepis. Standardowo rzeczy opisane pod zdjęciami.











Bluzka: PLNY Lala
Szorty: Roxy
Buty: Converse
Okulary: Ray Ban



czwartek, 17 września 2015

światła neonów

Witam Was bardzo serdecznie!

Zacznijmy od tego, że mój dzień zaczął się od przecudownej niespodzianki w postaci kuriera z poczty kwiatowej. Przywitał mnie on pięknym bukietem róż,można powiedzieć, że prosto z Bangkoku. Od razu dzień stał się piękniejszy i uświadomiłam sobie, że takie niespodzianki mogłabym dostawać codziennie. Musiałam się troche pochwalić,wybaczcie. Na temat mojego dzisiejszego wyglądu post będzie jutro. Dzisiaj chciałabym pokazać Wam moją wczorajszą stylizację do której zapinspirował mnie prezent od Floral Moral  w postaci koszulki. Neonowy napis natchnął mnie do tego aby z szafy wyjąć moje neonowo różowe air maxy 90. Szukałam ich przez pół roku w internecie, ponieważ oczywiście nie można było ich kupić normalnie jak były dostępne w sklepie stacjonarnym. No tak,to byłoby zbyt proste i oczywiste jak na mój tok rozumowania. Neony, niektórzy uwielbiają, niektórzy nienawidzą. Ja zdecydowanie należę do tego pierwszego grona, niezależnie od pory dnia i roku mogłabym je nosić. Do czarnej pikowanej kurtki w postaci butów czy też jako subtelny element w postaci stanika pod zwiewną bluzeczkę. Niestety przez panujące warunki atmosferyczne oraz fakt, że to już wrzesień czuję, że będę zmuszona do wybierania czesciej pierwszej opcji. Spodnie-levi`s. Tego chyba nie muszę nikomu przedstawiać ani opisywać z czym to się je. Kolejny klasyk który powinien znaleźć się w każdej szafie czyli para idealnie leżących jeansów, które można założyć na każdą okazję. Idealnie leżące spodnie to must have każdej kobiety. W połączeniu z koszulą wyglądają elegancko, z swetrem idealnie na chłodniejsze wieczory, z bluzą luźno i sportowo. Chyba każda z nas, jeżeli zakłada swoje idealnie dopasowane jeansy od razu czuje się nie dość że dużo bardziej kobieco to też zdecydowanie bardziej sexy. I o to właśnie chodzi, aby czuć się w nich jak królowa świata która może wszystko, bo przecież mozemy wszystko. Najważniejsze jest zmienić podejście, jeżeli uważamy że czegoś nie możemy, a już sie okaże, że rzeczy niemożliwe nie istnieją. Właśnie do tego są nam potrzebne idealne jeansy, aby zdobywać w nich świat i pokonywać przeszkody. Możliwe, że lekko dałam się ponieść, ale chciałam się podzielić moją dzisiejszą energią, stąd tyle emocji i przemyśleń na temat spodni. Krótka, czarna kurtka. Chociaż naprawde chciałabym się niewiadomo jak rozpisać na jej temat, po prostu się nie da, ponieważ mogę się założyć, że większość z Was posiada takie cudeńko w swojej szafie. Torebka klasyk od Michaela Korsa czyli czarny Jet Set, bardzo praktyczny, który sprawdza się idealnie w każdych warunkach. Jedyny minus? Brak zamka co czasami naprawdę powoduje u mnie zawał serca, zwłaszcza jak nie mogę nigdzie znaleźć telefonu. Z tego co się orientuje jednak najnowsze modele Jet Seta są już z zamkiem co zapewne znacznie ułatwia życie (i na pewno nie osłabia już układu nerwowego). Standardowo wszystkie rzeczy ze zdjęć podpisuję pod zdjęciami. 








Kurtka: Michael Kors
Bluzka: Floral Moral
Spodnie: Levi`s
Buty: Nike
Torebka: Michael Kors
Zegarek: Marc Jacobs

poniedziałek, 14 września 2015

start

No i witam Was znowu bardzo serdecznie!
Wymyśliłam sobie, że kolejny raz tutaj wracam. Ciekawa jestem jak długo w tym wytrwam, może tym razem uda się dłużej. Zaczynam od chaotycznego posta o wszystkim i o niczym. Co się u mnie dzieje? Idę na studia, podobno to czas ogromnych zmian. Ja się cieszę i jednoczenie wadomo boję, nowych metod nauczanie, braku ogarnięcia w temacie, ale myślę, że dam radę. Zdjecia robione w moim ukochanym miejscu do nocnego przesiadywania. Nie wiem czy mam Was zanudzać tym co mam na sobie, ale chyba taka jest idea tego bloga więc już mówię co jest skąd.(Pod zdjeciami wszystko opisałam.) Mimo tego, że jesień nadciąga wielkimi krokami nadal nie mogę się rozstać z podartymi spodniami, które uwielbiam nosić niezależnie od pory roku. Reumatyzm na starość na pewno się odezwie, ale kocham je za bardzo żeby pozwolić im tak samotnie leżeć w szafie. Nieśmiertelna ramoneska czyli kurtka którą ma chyba każda dziewczyna w swojej garderobie, niezależnie od kroju, materiału, od tego czy ma frędzle czy nie. Ja z racji tego iż moim ukochanym kolorem jest czerń, postawiłam na klasykę gatunku. Prostą, czarną, dopasowaną kurtkę. Sweter w kolorze khaki, tak jak nigdy nie przepadałam za tym kolorem ostatnio ciągle rozglądam sie za rzeczami które są właśnie w tym kolorze. Czy czuję jesień? Ewidentnie tak,to tak typowe dla tej pory roku, tak samo jak szarości na które też ostatnio zachorowałam. Chociaż chciałabym się wyróżnić, pozostane wierna typowo jesiennym kolorom, które idealnie pomagają mi zamaskować się w obecnie panującej szarości miasta. To kiedy znowu lato? Letnim akcentem jest pudrowa torebka nad którą zastanawiałam się dłuższy czas mówiąc sama do siebie.

- "Przecież ona jest za mała,nic w nią nie zmieszcze"
-"Ten kolor na pewno mi sie znudzi albo nie bedzie pasował"

Pewnego pięknego, zimowego dnia poczułam jednak impuls, że to właśnie jej potrzebuję. I tak oto znalazła sie w moim posiadaniu. Wbrew pozorom mieści się w nią więcej niż myślałam, aczkolwiek sporą wadą okazał się jednak kolor. Niestety odbarwia się od spodni co ciężko jest domyć, taki los jasnych torebek. Jednak bezkonkurencyjnie skradła moje serce.
A Wy macie rzecz którą po prostu musieliście kupić? Czy tylko ze mną jest coś nie tak?









Kurtka: Hollister
Sweter: Zara
Spodnie: Pull&Bear
Buty: Ryłko
Torebka: Michael Kors